Rankiem wstajemy i przygotowujemy śniadanie na dworze, pogoda piękna, a za moment przyjeżdżają właściciele. Spisujemy licznik, rozmawiamy o szczegółach, wszystko w miłej atmosferze i ruszamy na spacer po okolicy. Langhem to nieduża wioska z kościółkiem, a w pobliżu kilka jest jezior i nad dwa z nich się udajemy. Między nimi leży kilka domków w których są sklepiki, restauracja i mini porcik. Zjadamy po ciastku lub sałatce, wypijamy po kawie… ceny horrendalne jak na zwykłą kieszeń, ale z tym w Skandynawii trzeba się liczyć. Po południu wracamy zmęczeni do domu, w nogach prawie 19 km. Krótki wspólny wieczorek, bo rano trzeba wstać, uzgadniamy że na pierwszy ogień idzie Sztokholm.