Wczesna pobudka i w drogę, dziewczyny przygotowują kanapki, przed nami cztery i pół godziny jazdy. Przed wjazdem do stolicy Szwecji mylimy trochę drogę i z odwrotnej strony, ale za to bez korków docieramy do centrum. Znajdujemy podziemny parking i wyruszamy na zwiedzanie. Ania robi za przewodnika, bo była kiedyś już w Sztokholmie, reszta wyjdzie w trakcie. Na tapecie musi być muzeum „Vasa”, łazikujemy więc po pięknych uliczkach starego miasta, by w końcu ruszyć w stronę budynku z masztami na dachu. Bilet 130 SKK, ale trudno, wiem jednak że warto, ogrom statku robi wrażenie i jeśli pomyśli się że wybudowano go w 1628 roku, to wrażenie jest jeszcze większe. Historia okrętu jest krótka bo po zwodowaniu wypłynął w swój pierwszy rejs który skończył się 1300 metrów od kei. Zginęło 50 marynarzy, a wrak pozostał na dnie przez następne 333 lata zanim w latach 60-tych wydobyto go na powierzchnię. Zaczęła się rekonstrukcja wraku by w roku 1990 udostępnić go publiczności. Każdy z kim rozmawialiśmy stwierdzają że to muzeum zobaczyć trzeba i my tez to potwierdzamy. Po muzeum zostało tylko dostać się do auta i wrócić do domu.